Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 9 09:10, 08 Lis 2013    Temat postu:

Żarty Johna Kerry’ego

Stanisław Michalkiewicz


W koszmarnych czasach głębokiej komuny opowiadano sobie dowcip, jak to Nikita Chruszczow przyjechał z gospodarską wizytą do kołchozu. – Jak wam się tu żyje? – zażartował towarzysz Chruszczow. – Bardzo dobrze! – zażartowali kołchoźnicy. Kto by pomyślał, że w identyczny sposób będzie sobie żartował amerykański sekretarz stanu John Kerry w rozmowach z ministrem Radosławem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem? Skomplementował mianowicie „naród polski”, że w ciągu ostatnich 25 lat przekształcił Polskę w „potęgę gospodarczą” i „w dziedzinie bezpieczeństwa”. Z pewnością żartował, bo gdyby mówił to serio, to by oznaczało, że sekretarz stanu USA całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Takie przypuszczenie byłoby jednak niegrzeczne, więc musimy taktownie przyjąć, że sobie żartował niczym towarzysz Chruszczow z kołchoźnikami. Nawiasem mówiąc, „potęgą gospodarczą”, i to nawet 10. w świecie, Polska była za Edwarda Gierka – oczywiście dopóki wszystko się nie skawaliło. Więc skoro teraz sekretarz stanu USA żartuje sobie z nami w podobny sposób, w podobny sposób nam kadzi, to nie da się ukryć – dobrze to nie wygląda i tylko patrzeć, jak kryzys, który według zapewnień premiera Tuska właśnie się „skończył”, pojawi się znowu, i to w straszliwej postaci. Czy przypadkiem nie z tego właśnie powodu minister Rostowski, którego na stanowisko szefa resortu finansów musiały premieru Tusku kategorycznie nastręczyć jakieś potężne Moce, powiada, że do rządu powinna wejść „nowa ekipa”? Z pewnego punktu widzenia słuszna jego racja; dotychczasowa musiała nakraść się już wystarczająco, więc póki jeszcze cokolwiek zostało, trzeba dać szanse wyposzczonym kolegom.

Ale mniejsza z tym, bo ciekawa jest również przyczyna, dla której sekretarz stanu John Kerry żartuje sobie z nami akurat w taki sposób. Skoro Polska została „potęgą gospodarczą”, to czyż w tej sytuacji wypada wierzyć zapewnieniom pana posła Waszczykowskiego, że naszego nieszczęśliwego kraju „nie stać” – jak to ujął pan poseł – na zwrócenie Żydom „ich własności”? To nie jest takie oczywiste, bo jakże – „potęgi gospodarczej” nie stać na przekazanie bezcennemu Izraelowi i organizacjom wiadomego przemysłu 65 miliardów dolarów? Jak mawiano w dawnych czasach: albo starosta – albo kapucyn, to znaczy: albo „potęga gospodarcza”, albo „nie stać”. Nie jest tedy wykluczone, że żarty amerykańskiego sekretarza stanu, oprócz oczywiście zalet rozweselających, miały również charakter, że tak powiem, wciągający. Nie przypominam sobie bowiem, by minister Sikorski czy premier Tusk próbowali wyjaśniać Johnowi Kerry’emu, że te wszystkie opowieści o Polsce jako „zielonej wyspie” to tylko takie propagandowe makagigi, za pomocą których niezależne media głównego nurtu utrzymują rozmaitych półgłówków w zadowoleniu z własnego rozumu, podczas gdy tak naprawdę to „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kryzys, krach!”. Być może na taką szczerość nie pozwalała im nie tyle duma narodowa, ile raczej instynkt samozachowawczy: co sobie amerykański sekretarz stanu o nich pomyśli i czy nimi nie wzgardzi. Wyobrażam sobie, jak zwłaszcza ta ostatnia możliwość działałaby na ministra Sikorskiego, który przecież całkiem niedawno chwalił się, jak to instruuje Johna Kerry’ego w polityce światowej, jak dzwoni do niego przez telefon, jak sugeruje mu zbawienne rozwiązania, a tamten słucha i w podskokach wykonuje. Nie jest zatem wykluczone, że John Kerry w szczerej rozmowie z politykami izraelskimi, którzy trochę boczą się na administrację prezydenta Obamy, poradził im, by właśnie teraz, kiedy prezydent Komorowski przechwala się, że na modernizację naszej niezwyciężonej armii zamierza wydać co najmniej 40 miliardów dolarów, szybko nas obskubali, bo później, kiedy znowu okaże się, że potęgą gospodarczą Polska jednak nie jest, może nie być już z czego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 11 11:38, 08 Lis 2013    Temat postu:

Mówi Stanisław Michalkiewicz: Trucizna w tolerancyjnym opakowaniu

Felieton • Radio Maryja • 7 listopada 2013

Szanowni Państwo!

W ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, nasi okupanci sięgają po coraz głębsze rezerwy. Najwyraźniej pan doktor Maciej Lasek, ostatnio nazywany Laskiem Brzozowym, już nie wystarcza, więc w państwowej telewizji ujrzeliśmy aż dwa autorytety moralne na raz: pana redaktora Tomasza Lisa i pana redaktora Adama Michnika. Wprawdzie pan redaktor Tomasz Lis jest autorytetem moralnym – jakże by inaczej – ale w porównaniu z panem redaktorem Michnikiem – autorytetem moralnym drobniejszego płazu. Bo pan redaktor Michnik jest autorytetem moralnym patentowanym. Nie tylko jako „Żyd roku 1990”, nie tylko jako przyjaciel generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, ale również, a może nawet przede wszystkim – przedstawiciel awangardy europejsów. Tedy obydwaj panowie redaktorzy gawędzili sobie, jak by tu zmeliorować mniej wartościowy tubylczy naród, no i oczywiście – jakby tu zmeliorować tutejszy Kościół, który – zamiast rzucić się w otchłań otwartości – pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. Pan redaktor Lis raczej słuchał, podczas gdy pan redaktor Michnik rozwinął cały program melioracji zarówno mniej wartościowego tubylczego narodu, jak i tutejszego Kościoła. Zalecał cierpliwie i metodyczne działanie tak, aby – jak to ujął – „cukier się rozpuścił”. A jak cukier się już rozpuści, to wszyscy będą słodcy i można będzie bez problemu ich zlizać.

Jak powiadało Radio Erewań, wszystko się zgadza, ale pewne szczegóły wymagają wyjaśnienia. Przede wszystkim – nie żaden cukier, tylko już prędzej arszenik, albo nawet cyjanek potasu. To jest ta sama trucizna którą 60 lat temu próbowali aplikować polskiemu narodowi rodzice oraz bliżsi i dalsi kuzyni pana redaktora Michnika, w postaci marksizmu-leninizmu. Wtedy truciznę tę aplikowano brutalnie i bez ceregieli, metoda przymusowego karmienia przez rurę. Dzisiaj jest oczywiście inny etap, toteż i redaktor Michnik ani słowem się nie zająknie o klasowej nienawiści, czy dyktaturze proletariatu. Przeciwnie – z ust spływa mu sam miód, kiedy tak deklamuje o tolerancji i w ogóle – ale wiadomo, że to tylko zmiana rewolucyjnej taktyki, zmiana opakowania, w którym jednak – tak samo, jak przed 60 laty – znajduje się ta sama trucizna – tym razem z wytwórni trucizn Antoniego Gramsciego. To ona ma się rozpuścić, to ją mamy wchłonąć i w ten sposób dostosować się do oczekiwań pana redaktora Michnika, który chciałby nas przerobić na własny obraz i podobieństwo, a w ostateczności – na obraz i podobieństwo pana redaktora Lisa, bo wiadomo, ze nie ma rzeczy doskonałych.

Ponieważ od roku 1944 trucizna jest aplikowana aż do dnia dzisiejszego – bo pępowina łącząca III Rzeczpospolitą i PRL-em nie została przecież przecięta i jad sączy się nadal – wypada częściowo zgodzić się ze spostrzeżeniem pana redaktora Michnika, że na obszarze Polski żyją – jak to ujął – „dwa plemiona”. To racja – ale tylko częściowo, bo na obszarze Polski żyje z jednej strony tradycyjny naród polski, a z drugiej strony – plemienna wspólnota rozbójnicza moskiewskich psiaków, które teraz, jeden przez drugiego, próbują zostać europejsami. Nietrudno się domyślić do której grupy należy pan redaktor Michnik ze swoimi antenatami i ze swoimi przyjacioły.

Dlatego łatwiej nam zrozumieć również zabiegi wokół melioracji polskiego Kościoła. Tak się składa, że niedawno minęła 60 rocznica aresztowania prymasa Stefana Wyszyńskiego przez poprzedników pana redaktora Michnika. Podobnie jak on dzisiaj, również oni wtedy próbowali przerobić Kościół w Polsce według swoich wyobrażeń. Dzięki niezłomnej postawie prymasa Stefana Wyszyńskiego to się nie udało, ale ponieważ tamten rozkaz nie został nigdy odwołany, to dzisiaj kolejne pokolenia ubeckich dynastii przejmują pałeczkę, a właściwie – nie żadną „pałeczkę”, tylko milicyjną pałę, przy pomocy której próbują przerobić Kościół na „żywą cerkiew”. Ale widać, że niezbyt dobrze to idzie, skoro nasi okupanci w ramach jesiennej konfrontacji z obywatelami, muszą sięgać aż po najgłębsze rezerwy w osobie pana redaktora Adama Michnika, „Żyda roku 1990” i jednego z największych cadyków w naszym nieszczęśliwym kraju.

Mówił Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 7 07:41, 03 Gru 2013    Temat postu:

Stanisław Michalkiewicz: Na „Środkowej Ukrainie”



Z obfitości serca usta mówią – powiada Pismo Święte. Komentując sytuację na Ukrainie niemiecki „Der Spiegel” napisał, że „Dla mieszkańców środkowej Ukrainy prezydent to nie głowa państwa, ale przedstawiciel okupanta ze wschodu”. Skąd autor wie, co myślą ci „mieszkańcy”, to jedna sprawa, ale znacznie ciekawsze jest określenie: „środkowa Ukraina”. Wszystko wskazuje na to, że oznacza ono tę część Ukrainy, którą w Polsce nazywamy „Ukrainą Zachodnią”. Jeśli jednak dla niemieckiego autora jest ona „środkową”, to oznacza, że zachodnia część Ukrainy jest jeszcze dalej na zachód - tam, gdzie według dotychczasowej wiedzy rozciąga się terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.

Ale to my tak myślimy, bo na przykład władze Światowego Związku Ukraińców z siedzibą w Toronto uważają, że „ukraińskie terytorium etniczne” obejmuje również obszar województwa podkarpackiego, część województwa małopolskiego do Nowego Sącza i część województwa lubelskiego w Polsce. Tak wynikało z deklaracji z grudnia 2006 roku w sprawie obchodów w roku 2007 rocznicy operacji „Wisła”. Najwyraźniej autor cytowanego fragmentu ze „Spiegla” uważa podobnie, bo w przeciwnym razie nie pisałby o „Ukrainie środkowej”. A dlaczego tak uważa? Być może dlatego, że wie coś, czego jeszcze nie wiedzą nasi Umiłowani Przywódcy, którzy albo demonstrują w Kijowie za Anschlussem Ukrainy do Unii Europejskiej, albo unikając ostentacji popierają Anschluss Ukrainy z daleka.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:35, 06 Gru 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Naród się stęsknił?


Stanisław Michalkiewicz



Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie! Jakiż inny wniosek można wyciągnąć po komunikacie w sprawie Ukrainy ogłoszonym przez prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego? Nie mam oczywiście na myśli informacji o jednomyślności polskich polityków w tej sprawie, chociaż i na to warto by zwrócić uwagę jako na potwierdzenie podejrzeń, iż na naszej scenie politycznej tak naprawdę rozpierają się nie cztery ugrupowania, tylko jedno, które dla lepszego skołowania mniej wartościowego narodu tubylczego podzieliło się na koalicję i opozycję. Nie chodzi mi też o pogłoski o zagadkowym, polskim „planie B” w sprawie Ukrainy, bo nietrudno się domyślić, iż może on polegać na groźnym kiwaniu nie jednym, jak dotychczas, a – dajmy na to – dwoma palcami w bucie. Gdyby tak Polska opłacała demonstrantów w Kijowie, jak to podczas „pomarańczowej rewolucji” zrobił Jerzy Soros, który według brytyjskiego „Guardiana” na przeprowadzenie tamtego przewrotu wydał 20 mln dolarów, albo wysłała nieznanych sprawców w jasnych kominiarkach, którzy podpaliliby budkę strażnika przy polskiej ambasadzie – to co innego. Jak wiadomo jednak, demonstracje w Kijowie są absolutnie spontaniczne, niczym Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy „Jurka Owsiaka” i Polska tylko się z nimi solidaryzuje, gorąco pragnąc, by Ukraińcom przyłączonym do Unii Europejskiej było tak samo dobrze, jak nam.

To znaczy – nie tyle „tak samo”, co jeszcze lepiej. W uchwale, jaką podjął Sejm przez aklamację w sprawie sytuacji na Ukrainie, potwierdzając w ten sposób podejrzenia o jednej partii, znalazł się apel do tamtejszych władz, by szanowały demokrację i suwerenność narodu oraz unikały działań, które mogłyby doprowadzić do eskalacji przemocy. Zwracam uwagę, że jest to wyłącznie apel do władz, a nie na przykład do obydwu stron konfliktu, jak to miało miejsce w przypadku apelu wystosowanego do Ukraińców przez NATO. Inaczej mówiąc, jeśli na Majdan Niepodległości wyjdzie, dajmy na to, 100 albo niechby i 50 tysięcy demonstrantów, to znaczy, że przemówił „Naród” i rząd z prezydentem powinien w podskokach ugiąć się przed wolą tego suwerena. Tymczasem kiedy na Marszu Niepodległości w Warszawie 100 tysięcy ludzi nawet niczego się nie domaga, tylko demonstruje niezadowolenie z sytuacji swojej i kraju, to nie tylko prezydent i premier, ale całe stado funkcjonariuszy z niezależnych mediów głównego nurtu nie znajduje słów potępienia dla „bandytów”. Najwyraźniej naród ukraiński musi być bardziej suwerenny od naszego, mniej wartościowego narodu tubylczego, któremu ugrupowania zjednoczone w Stronnictwie Pruskim pożałowały nawet możliwości wypowiedzenia się w referendum w sprawie traktatu lizbońskiego, co to – jak się wkrótce okazało – „zagraża suwerenności Polski”. A skoro naród ukraiński musi być bardziej suwerenny od naszego, mniej wartościowego, to nic dziwnego, że i więcej mu wolno. Na przykład w Kijowie tamtejszy naród blokuje gmachy rządowe i parlament, a nasi dygnitarze wprost nie mogą się nachwalić tych pokojowych form ekspresji. Tymczasem kiedy w ubiegłym roku w Warszawie „Solidarność” zablokowała wyjścia z Sejmu, to prezydent Komorowski nie miał najmniejszej wątpliwości, że to zachowanie „groźne dla demokracji”, które w związku z tym powinno „spotkać się z oporem”. Nic zatem dziwnego, że gdy w Kijowie tamtejszy naród wyrywa brukowe kostki i rzuca nimi w milicjantów, to wszystko jest w jak najlepszym porządku, podczas gdy w Polsce niezawisłe sądy – ooo! – natychmiast dostałyby rozkaz ferowania pięknych wyroków.

Oczywiście po przyłączeniu Ukrainy do Unii Europejskiej wszystko się zmieni i naród ukraiński będzie poddany tym samym europejskim standardom, co nasz mniej wartościowy tubylczy. Tym pragnieniem zrównania w niedoli tłumaczę sobie życzliwe zainteresowanie ukraińskimi demonstracjami w Polsce. Skoro nie ma co marzyć o odzyskaniu suwerenności, to niech przynajmniej wszystkim będzie tak samo źle, jak nam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:27, 13 Gru 2013    Temat postu:

Można zeń wszystko zrobić…

Coraz wyraźniej widać, że dziwnie osobliwa trzódka posła Janusza Palikota została przez naszych okupantów wylansowana nie tyle może dla walki z Kościołem katolickim w Polsce – chociaż doskonale się ona w tę wojnę wpisuje – co dla rozjątrzania katolickiej części opinii publicznej w celu wywołania i podtrzymywania w naszym nieszczęśliwym kraju zimnej, a w porywach również gorącej wojny religijnej. Z punktu widzenia naszych okupantów, którzy wywodzą się z komunistycznych, bezpieczniackich watah i reprodukują się już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu, a także z punktu widzenia sąsiadów Polski, czyli strategicznych partnerów, taka wojna religijna byłaby prawdziwym darem niebios. Opinia publiczna zaangażowana w tego rodzaju konflikt z pewnością nie tylko nie zauważyłaby okupacji kraju, ale nawet – likwidacji, czy rozbioru państwa.

Jednak w polityce nigdy nic nie jest ustalone raz na zawsze. To znaczy oczywiście jest, ale na poziomie strategicznym. Na poziomie strategicznym w Unii Europejskiej jest ustalone, że we wszystkich krajach członkowskich ma zostać przeprowadzona rewolucja komunistyczna, ale nie według bolszewickiej recepty Lenina, tylko według recepty Antoniego Gramsciego, który głównym terenem rewolucyjnej bitwy uczynił kulturę. A ponieważ jednym z najważniejszych elementów kultury jest religia, to furia ataku kieruje się przede wszystkim na nią, na cenione przez nią wartości, no i oczywiście – na instytucję Kościoła, który strzeże depozytu wiary i wartości cywilizacyjnych. To jest niezmienne od dziesięcioleci – jak głosi kultowa komunistyczna pieśń: „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”. Tym „śladem przeszłości” skazanym na zagładę jest łacińska cywilizacja, znienawidzona przez socjalistów i Żydów.

Ale oprócz poziomu strategicznego, jest również poziom taktyczny, w ramach którego polityka się zmienia w zależności od etapu i jego mądrości. I właśnie otrzymaliśmy sygnał, że musiała nastąpić zmiana etapu, a co za tym idzie – również obowiązujących mądrości. Oto niezawisły sąd właśnie oddalił apelację posłów osobliwej trzódki posła Palikota w sprawie obecności krzyża w sali plenarnej Sejmu. Warto zwrócić uwagę, że dziwnie osobliwa trzódka posła Palikota nie zaprezentowała, jak dotąd, żadnego sensownego pomysłu na polepszenie funkcjonowania państwa, nie zaproponowała żadnego sposobu budowania siły Polski. Ale bo też do tego trzeba trochę lepszych głów niż te, którymi dysponują uczestnicy dziwnie osobliwej trzódki, podczas gdy wojnę z krzyżem może prowadzić każdy kretyn, a właściwie – zwłaszcza kretyn – bo człowiek mający odrobinę oleju w głowie od razu zrozumiałby szkodliwość takiej wojny. Z tego punktu widzenia wygląda na to, że przy rekrutacji do dziwnie osobliwej trzódki musiał obowiązywać dobór negatywny. Takie rzeczy się zdarzały również w innych krajach, na przykład we Francji, gdzie pewien znany polityk postępował w myśl zasady: „je vote pour le plus bete” – co się wykłada: głosuję na najgłupszego. Skoro tak, to nic dziwnego, że i w naszym nieszczęśliwym kraju sprawy idą, jak idą.

Ale w całej tej sprawie jest też i mimowolny efekt komiczny. Chodzi o ustną motywację wyroku, w której sąd apelacyjny prawie słowo w słowo powtórzył argumentację przedstawioną w obronie obecności krzyża w miejscach publicznych przez… samego Janusza Palikota tyle, że na innym, poprzednim etapie, kiedy to biłgorajski filozof pozował jeszcze na konserwatystę, a nie, jak teraz – na postępaka. Wynika z tego, że – jak pisała w proroczym natchnieniu Kazimiera Iłłakowiczówna – „można zeń wszystko zrobić i w każdą formę ulepić” – oczywiście w zależności od aktualnej mądrości etapu, no i oczywiście – od zadań wyznaczanych przez naszych bezpieczniackich okupantów, którzy swoich podopiecznych mogą nawet odcinać ze sznura.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:20, 27 Gru 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Człowieki sowieckie się zatroskały


Stanisław Michalkiewicz


Z niczym nie ma tyle i takiej uciechy, jak z tak zwanymi racjonalistami. Chętnie nadymają się własnym gazem – jacy to są mądrzy, racjonalni i nowocześni. To takich pewnie miał na myśli Franciszek książę de La Rochefoucauld, kiedy pisał, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu”. A cóż dopiero racjonaliści, którzy wszystkich usiłują przekonywać o swojej rozumności? W czasach stalinowskich bywało, że racjonaliści sekretarzami partii mianowali analfabetów, i pamiętam, jak jeden taki, podczas akademii ku czci rewolucji październikowej, zmożony alkoholem nie tylko zasnął przy prezydialnym stole, ale nawet przez sen załatwił płynną potrzebę fizjologiczną, co mimo panującego wtedy przygnębienia wzbudziło wśród publiczności wesołość i komentarze, że „partia się zeszczała”.

Przypomniała mi się tamta scena i tamten komentarz po wystąpieniu przewodniczącego SLD Leszka Millera, w którym dał wyraz zatroskaniu obniżaniem się poziomu intelektualnego polskich biskupów. Podobnie żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika zatroskała się, że JE abp Michalik zamienił bożonarodzeniowe kazanie na „manifest polityczny”. Najwyraźniej judeochrześcijanie, znaczy się – marranowie, nie tylko gorącą linię do Najwyższego, ale również polityczne zaangażowanie uznali za swój monopol. Wracając tedy do przewodniczącego Millera, pretekstem był list w sprawie nowego lewicowego szamaństwa naukowego w postaci tzw. studiów genderowych, o których ja również tu pisałem, wskazując na ich podobieństwo do rewelacji Trofima Łysenki, przynajmniej w podstawowych założeniach. Gdyby tak, dajmy na to, Leszek Miller zamierzał zostać księdzem, jego troska o poziom intelektualny biskupów byłaby bardziej zrozumiała. Nic jednak nie wskazuje na to, by poczuł on wokację do stanu duchownego, bo przecież i żonaty, no i w ogóle – zaangażowany, więc jego zatroskanie jest osobliwe, tym bardziej że można mieć wątpliwości, czy akurat pod tym względem wykazuje wystarczające kompetencje. Wprawdzie jest utytułowanym absolwentem sławnej akademii pierwszomajowej przy KC PZPR, ale przecież wiadomo, że marcowi docenci i inni tacy faszerowali tam elewów opowieściami o naukowym charakterze socjalizmu, wyższości socjalistycznego ustroju, o centralizmie demokratycznym, a więc czymś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie, słowem – gdzie specjaliści od duraczenia duraczyli prostaczków, żeby ci później duraczyli tak zwane masy, przerabiając w ten sposób ludzi normalnych na człowieków sowieckich. Jak wiadomo, człowiek sowiecki tym się różni od normalnego człowieka, że raz na zawsze wyrzekł się wolnej woli, podporządkowując swój umysł tak zwanej zbiorowej mądrości partii, to znaczy – każdorazowym urojeniom i fantasmagoriom aktualnego ścisłego kierownictwa. Jak zauważył pewien autor, „głupiec zawsze znajdzie głupca, który go uwielbia”, toteż wypustnikom akademii pierwszomajowych niestety udało się oduraczyć sporą część naszego społeczeństwa. Nawiasem mówiąc, w tym właśnie upatrywałbym przyczynę nie tylko paroksyzmów, jakie wstrząsają naszym Narodem, nie tylko naszych niepowodzeń w różnych dziedzinach, ale również, a może nawet przede wszystkim – przyczynę tego, że tak źle się ze sobą czujemy. Rzeczywiście – obawiam się, że normalny człowiek z człowiekiem sowieckim nigdy się nie dogada, bo jakże tu dyskutować z osobnikiem, który raz na zawsze wyrzekł się wolnej woli? Z takim samym skutkiem można by przemawiać do ściany, więc tego rodzaju kohabitacja może być tylko źródłem niekończącej się udręki, rodzajem prefiguracji piekła.

Genderaki utrzymują, że zachowania określane jako „płciowe” są determinowane kulturowo, a nie biologicznie. No i pięknie – ale taki np. Konrad Lorenz, któremu nie tylko Leszek Miller, ale nawet Agnieszka Graff nie byłaby godna zawiązać rzemyka u sandałów – więc taki np. Konrad Lorenz uważał, iż zachowania uważane za kulturowe są w gruncie rzeczy determinowane biologicznie, i to niekiedy w wysokim stopniu, np. ceremonialne zwroty typu „Wasza Wysokość” czy „uniżony sługa” są przejawami postawy imponującej i postawy pokory, występujących również w świecie zwierzęcym. No i co z tym zrobimy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 12 12:32, 31 Gru 2013    Temat postu:

Gendermeria w służbie genderactwa

Stanisław Michalkiewicz


Aż miło popatrzeć, jak w promocję genderactwa w naszym nieszczęśliwym kraju i jego obronę przed kontrofensywą ze strony Kościoła katolickiego, zabrało się lobby żydowskie. „Głos Cadyka”, czyli „Gazeta Wyborcza” zrezygnowała nawet z wykrywania i piętnowania organicznego polskiego antysemityzmu, co stanowi nieomylny znak, że na tym etapie sanhedryn uznał promocję genderactwa za zadanie priorytetowe, które powinien podjąć utworzony doraźnie fołksfront. Podobnie w latach 30-tych i 40-tych kazał Józef Stalin, więc i teraz Żydzi puścili w niepamięć niesnaski z ubekami z roku 1968 i oto widzimy, jak „Żydy” w osobie Jana Hartmana, biegającego za „filozofa”, idą ręka w rękę z „Chamami” reprezentowanymi przez Leszka Millera.

Nawiasem mówiąc, warto, żeby jakiś naturalista spenetrował przyczyny, dla których nie tylko chamy, ale i Żydzi mają taką skłonność do tandety. Nie tylko materialnej, ale również – intelektualnej, czego znakomitym przykładem jest genderactwo. Bardzo pouczająca w tym względzie jest opisana w „Dziejach Apostolskich” scena dyskusji żydowskich intelektualistów ze św. Szczepanem. Jak pamiętamy, kiedy nie mogli przeciwstawić mu się siłą argumentów, „podnieśli wielki krzyk”, wywlekli go za miasto i ukamienowali.

Od tamtej pory nic się nie zmieniło, więc tylko patrzeć, jak po „kłamstwie oświęcimskim” i – jak pokazuje przykład dyspozycyjnych niezawisłych sądów w Białymstoku – „kłamstwie jedwabieńskim”, zostanie wprowadzona penalizacja sprzeciwu wobec genderactwa, a może nawet – specjalna policja myśli, czyli gendermeria. Skoro można było sprawić, by – jak pisze w swojej „Historii filozofii” prof. Władysław Tatarkiewicz – by „marksizm w Związku Radzieckim został przyjęty powszechnie i bez zastrzeżeń”, to cóż powstrzyma i Żydów i „Chamów” przed próbą powtórzenia tamtego eksperymentu? Oczywiście bez gendermerii się nie obejdzie, to jasne, więc wszystko dopiero przed nami. Warto w związku z tym przypomnieć opinię najwybitniejszego w swoim czasie w Europie, a więc i na świecie znawcy antyku, prof. Tadeusza Zielińskiego, że chrześcijaństwo rozpoczęło triumfalny, chociaż jakże trudny pochód przez świat antyczny, dopiero po oderwaniu się od żydowskich korzeni. Powinniśmy o tym pamiętać zwłaszcza dzisiaj, kiedy obserwujemy zatruwanie Kościoła katolickiego „judeochrześcijaństwem” będącym rodzajem tandety religijnej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 12 12:01, 02 Sty 2014    Temat postu:

Czy płk Colt uczyni nas równymi

Stanisław Michalkiewicz:

Wprawdzie muzułmanie żyją w środowisku prawnym kształtowanym przez postępactwo, ale nie tylko nie przejmują się tymi regułami, tylko w dodatku narzucają postępactwu swoje. Mówiąc krótko; iluzja potęgi postępactwa, podobnie jak potęgi bankierów utrzymuje się dopóty, dopóki wszyscy zachowują się sportowo. Jak tylko przestają, czar pryska natychmiast, bo rzeczywiście – nawet najpotężniejszy bankier nie potrafi schwytać w rękę kuli wystrzelonej właśnie w jego głowę.

Świat podąża za nieubłaganym postępem, toteż zamiast niezwykle w swoim czasie popularnego duetu egzotycznego Marks & Engels, do którego próbowali podłączać się również inni wokaliści w rodzaju Włodzimierza Eljaszewicza Ulianowa ps. „Lenin” i Józefa Wisarionowicza Dżugaszwilego ps. „Stalin” (do dzisiaj w ścianie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie jest nisza, w której posąg postępaka trzyma w ręku kompendium wszelkiej scjencji w postaci czerwonej książeczki ze złotymi myślami Marksa, Engelsa, Lenina i… ano właśnie – imię Stalina starannie wyskrobano, niczym pani Katarzyna Bratkowska swoją „zygotkę”. Ale to tylko taki etap przejściowy, bo wobec postępującej rehabilitacji komuny tylko patrzeć, jak zmartwychwstanie w straszliwej postaci również Stalin.) – więc dzisiaj, na obecnym etapie, zamiast duetu egzotycznego Marks & Engels, mamy duet inny w postaci Marks & Spencer.

W odróżnieniu od tamtego duetu, który handlował „socjalizmem naukowym”, podobnie jak dzisiaj postępaki i handełesy próbują handlować „genderyzmem”, duet Marks & Spencer handluje czym się da, między innymi – wódką i zakąską. Ale nie zawsze, co to, to nie – bo jak się okazało, muzułmańscy pracownicy firmy mogą odmówić sprzedaży klientom alkoholu i wieprzowiny. Wołowinę czy baraninę – owszem, podobnie jak sorbety, ale na wieprzowinę i alkohol dostali dyspensę od zarządu, który najwyraźniej wystraszył się wizji podrzynania gardła w ramach uboju rytualnego. Ten przykład stanowi kolejną ilustrację zalet apartheidu, czyli oddzielnego rozwoju. Wprawdzie muzułmanie żyją w środowisku prawnym kształtowanym przez postępactwo, ale nie tylko nie przejmują się tymi regułami, tylko w dodatku narzucają postępactwu swoje. Mówiąc krótko; iluzja potęgi postępactwa, podobnie jak potęgi bankierów utrzymuje się dopóty, dopóki wszyscy zachowują się sportowo. Jak tylko przestają, czar pryska natychmiast, bo rzeczywiście – nawet najpotężniejszy bankier nie potrafi schwytać w rękę kuli wystrzelonej właśnie w jego głowę. Zaiste rację mieli starzy Amerykanie mówiąc, że wprawdzie Pan Bóg stworzył ludzi wolnymi, ale dopiero pułkownik Colt uczynił ich równymi.

Wydaje się, że również w naszym nieszczęśliwym kraju powinniśmy poważnie zastanowić się nad wprowadzeniem apartheidu, w którym oddzielny rozwój obejmowałby nie tylko odmienne zachowania społeczne, ale również, a właściwie przede wszystkim – rozdział finansowy. Niech postępactwo finansuje wszystkie swoje wynalazki, łącznie z tak zwanym „powszechnym dochodem gwarantowanym”, z własnych pieniędzy i nawet nie próbuje sięgać po pieniądze wsteczników, którzy w ramach apartheidu będą żyli normalnie to znaczy – każdy na własny rachunek. Zobaczymy, kto lepiej na tym wyjdzie.

Ale nie to jest głównym powodem, dla którego powinniśmy poważnie zastanowić się nad apartheidem i to szybko. Oto nieubłaganie zbliża się dzień 27 stycznia, kiedy to izraelski Kneset wyznaczył sobie rendez-vous w chwilowo nieczynnym obozie zagłady Auschwitz. Wielu komentatorów wyrażało nadzieję, że skoro już izraelscy deputowani do Auschwitz przyjadą, to i zostaną, ale obawiam się, że w tym przedsięwzięciu chodzi o co innego. Przewidział to Adam Mickiewicz, przedstawiając w „Panu Tadeuszu” operacyjną kombinację autorstwa Woźnego Protazego. Jak pamiętamy, Woźny Protazy wpadł na pomysł urządzenia przez Sędziego Soplicę uczty w zamku należącym wprawdzie do Horeszków, ale do którego rościli sobie prawa również Soplicowie. Uczta miała pokazać, że Sędzia zamkiem włada, czego najlepszym dowodem miało być właśnie to, „że w zamku jada”. Ponieważ nie słychać, by posłowie do izraelskiego Knesetu byli do odbycia tego rendez-vous do Auschwitz zaproszeni przez władze tubylczego bantustanu w Warszawie, przeciwnie – wszystko wskazuje na to, że zostały one postawione przed faktem dokonanym, to jest bardzo prawdopodobne, że fakt ten ma służyć stworzeniu wrażenia rozciągnięcia izraelskiej suwerenności na tę część polskiego terytorium państwowego.

Dotychczas bowiem nie zdarzało się, by parlament jednego państwa organizował sobie sesje na terytorium innego państwa, w dodatku na podstawie własnego widzimisię. Skoro zatem mamy do czynienia z takim precedensem, to nie możemy wykluczyć, że zmierza on do stworzenia precedensu następnego w postaci uzyskiwania suwerenności nad odkreślonym terytorium przez zasiedzenie. W końcu cały Izrael powstał właśnie w ten sposób, więc skoro raz się udało, to dlaczego nie spróbować ponownie, zwłaszcza w sytuacji, gdy władze tubylczego bantustanu w Warszawie na pewno nie odważą się temu sprzeciwić. Jeśli skojarzymy sobie z tym wieści o „przełomie”, jaki według dyrektora zespołu HEART Roberta Browna, miał w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski pojawić się na wiosnę 2013 roku, to czyż nie powinniśmy zarówno duchowo, jak i fizycznie przygotować się do apartheidu? On czeka nas tak czy owak, ale przecież jest różnica, czy w jego ramach będziemy zmuszeni zachowywać się jak Palestyńczycy w izraelskich gettach, czy też uzyskamy pozycję, jaką wyrobili sobie muzułmanie w firmie Marks & Spencer.


Kiedy Polacy i inni "goje" powiedzą dość poniewieraniu i poniżaniu przez żydostwo?


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Czw 12 12:03, 02 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 9 09:12, 09 Sty 2014    Temat postu:

Liczą drżącymi palcami…

Stanisław Michalkiewicz


Jak co roku, po Bożym Narodzeniu, rozpoczyna się w Polsce okres wizyt duszpasterskich, jakie księża pracujący w katolickich parafiach składają swoim parafianom, czyli tzw. „kolędy”. Z jakiegoś zagadkowego powodu „kolęda” od wielu lat wzbudza szalone zainteresowanie, a właściwie – zaniepokojenie żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika. W ramach realizowania leninowskich norm życia partyjnego dotyczących organizatorskiej funkcji prasy, żydowska gazeta dla Polaków uruchomiła rodzaj gorącej linii z czytelnikami, którzy z niezwykłą pryncypialnością chłoszczą rozmaite kolędowe obyczaje, m.in. opieranie koperty z pieniężną ofiarą o stojący na stole krucyfiks i tak dalej – przy czym zdecydowana większość opinii krąży wokół kwestii pieniężnych. Ja oczywiście podejrzewam, że te wszystkie korespondencje od czytelników w pocie czoła, na zlecenie ścisłego kierownictwa gazety, przygotowują przodujący w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym funkcjonariusze najweselszego w „Gazecie Wyborczej” działu religijnego, podobnie jak w swoim czasie „Telefoniczną Opinię Publiczną”, w której anonimowi rozmówcy przekazywali redakcji „GW” opinie – przypadkowo zawsze w stu procentach zgodne z aktualną linią partii, to znaczy, pardon – oczywiście z aktualna mądrością etapu, co w efekcie na jedno wychodzi. Ponieważ to zaniepokojenie „Gazety Wyborczej” kolędą weszło już do nowej świeckiej tradycji naszego nieszczęśliwego kraju, warto podjąć próbę wyjaśnienia przyczyn tego jaskółczego niepokoju tym bardziej, że przybiera on formy opisane w literaturze, a konkretnie – w wierszu „Bank”: „Skaczą, skaczą nad biurkiem, targuje się Srulek ze Srulkiem. Srulek Srulkowi uległ i biegnie do kasy Srulek. Liczy drżącymi palcami i zmyka przed Srulkami”.

Ponieważ „GW” wyraża punkt widzenia żydowskiego lobby, które w Polsce ma bardzo ważne interesy, związane m.in. z dokonaniem rabunku naszego nieszczęśliwego kraju i jego obywateli w tak zwanym „majestacie prawa” pod pretekstem „restytucji mienia żydowskiego”, podejrzewam, że ten niepokój bierze się nie tylko z obawy, iż każda złotówka przekazana na potrzeby Kościoła katolickiego nie tylko jest bezpowrotnie stracona, ale przede wszystkim – z przekonania, że wszystkie te pieniądze tak naprawdę należą się Żydom, którym Kościół wyciąga je w ten sposób z gardła. Sprzyja takim podejrzeniom inicjatywa izraelskiego Knesetu, który 27 stycznia wyznaczył sobie rendez-vous w dawnym obozie zagłady w Oświęcimiu, najwyraźniej rozciągając na tę część polskiego terytorium państwowego izraelską suwerenność – bo jakoś nie słychać, by inicjatywa takiej bezprecedensowej sesji władz jednego państwa na terytorium innego państwa wyszła od polskich władz. Bardzo tedy możliwe, że – przynajmniej w mniemaniu środowisk zaangażowanych w tzw. „restytucję” – izraelska suwerenność rozciąga się również na zasoby finansowe polskich obywateli. Nic zatem dziwnego, że w tej sytuacji „Gazeta Wyborcza” trzęsie się nad każdą złotówką przekazaną znienawidzonemu Kościołowi, który w dodatku ostatnio ośmielił się wierzgnąć przeciwko postępackiemu ościeniowi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:43, 17 Sty 2014    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Nasi okupanci wychodzą z cienia


Stanisław Michalkiewicz


W naszym nieszczęśliwym kraju może zabraknąć wszystkiego, ale żeby nie wiem co – nigdy nie doświadczymy deficytu bezpieczeństwa. Nie znaczy to oczywiście, że w kraju będzie bezpiecznie – co to, to nie – więc jeśli powiadam, że na pewno nie doświadczymy deficytu bezpieczeństwa, to znaczy tylko tyle, że będzie przybywało bezpieczniaków. Przewidział to jeszcze za głębokiej komuny Wojciech Młynarski w piosence o tak zwanym najdzikszym Zachodzie, gdzie „na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał”. I rzeczywiście. Jeśli nie brać pod uwagę wywiadów obcych, które po naszym nieszczęśliwym kraju od końca lat 80., kiedy to przezorni bezpieczniacy zaczęli przechodzić na służbę do naszych obecnych sojuszników, hulają jak tornado od morza do Tatr, to oficjalnie mamy co najmniej siedem tajnych służb: Centralne Biuro Śledcze, Centralne Biuro Antykorupcyjne, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencję Wywiadu, Służbę Wywiadu Wojskowego, Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i policję skarbową – a nad nimi wszystkimi unosi się capo di tutti capi w postaci Wojskowych Służb Informacyjnych, których wprawdzie już „nie ma”, ale ta pozorna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Wojskowe Służby Informacyjne są bowiem wszędzie, przenikając wszystkie tkanki naszego demokratycznego państwa prawnego na podobieństwo raka – z podobnymi zresztą skutkami. Na przykład jeszcze przed Bożym Narodzeniem doszło do zmiany na stanowisku przewodniczącego rady nadzorczej spółki Petrolinvest, działającej w sektorze paliwowym. Po rezygnacji pana Ryszarda Krauzego nowym przewodniczącym został pan Marcin Dukaczewski, syn pana generała Marka Dukaczewskiego, ostatniego póki co, szefa WSI. Spółka Petrolinvest kontroluje spółkę Silurian, będącą posiadaczką kilkunastu koncesji na eksploatację gazu łupkowego w Polsce. No proszę! Tutaj ekologowie spierają się z modernizantami, czy eksploatacja tego gazu jest dla środowiska bezpieczna, czy nie, a tymczasem wszystko, pewnie nawet łącznie z łapówkami, jest już dawno porozdzielane!

Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogłoby być jeszcze lepiej. Pisze o tym Aleksander Puszkin w bajce o rybaku i złotej rybce, która nie mogła nadążyć ze spełnianiem życzeń chciwej rybakowej. Podobnie i dzisiaj można odnieść wrażenie, że funkcjonariuszom Wojskowych Służb Informacyjnych znudziły się działania zakulisowe i zapragnęli ukazać się naszym zdumionym oczom na politycznej scenie w pełnych światłach rampy. Oto dziwnie osobliwa trzódka posła Janusza Palikota, którą, mówiąc nawiasem, podejrzewam, iż została wystrugana z banana właśnie przez tajniaków, właśnie zgłosiła kolejnego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych na stanowisko doradcy sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych. Nawiasem mówiąc, ta komisja to też kozacki numer; teoretycznie ma ona kontrolować bezpieczniaków, ale żeby taki jeden z drugim poseł mógł wziąć w niej udział, musi najsampierw dostać certyfikat dostępu do informacji niejawnych, które wydaje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Hi, hi! W tej sytuacji wspomniana komisja jest nie tyle organem kontrolującym kogokolwiek, co raczej pasem transmisyjnym, za pomocą którego służby ustawiają swoją agenturę w Sejmie, Senacie i rządzie. W odróżnieniu bowiem od agentury sprzed roku 1990 agentura aktualna żadnej lustracji nie podlega, w związku z czym stanowi doskonały instrument ręcznego sterowania państwem przez bezpiekę, która w ten sposób okupuje nasz nieszczęśliwy kraj. No dobrze – ale dlaczego funkcjonariuszy WSI tak przypiliło, że nie zachowując pozorów, wychodzą z cienia? Warto zwrócić uwagę, że 10 stycznia Sejm uchwalił ustawę o „bratniej pomocy”, zgodnie z którą członkowie sił zbrojnych państw trzecich będą mogli oficjalnie uczestniczyć w akcjach pacyfikacyjnych na terytorium Rzeczypospolitej. Skoro tak, to i Wojskowe Służby Informacyjne, których na razie jeszcze „nie ma”, też chciałyby wystąpić jawnie, w cholewach, mundurze i przy orderach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martin
Moderator



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 3772
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: europa
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 9 09:20, 17 Sty 2014    Temat postu:

Jak zwykle trafny i rzeczowa ocena sytuacji i wydarzeń w Ojczyźnie która jeszcze sie Polska zwie .

Tylko bardzo malo ludzi umie czytac z zrozumieniem i dlatego jest tak jak jest , ludziska czytają nie rozumieją co jest napisane i przechodzą do dalszej bezmyślnej wegetacji zyjac z dnia na dzien .

Jeśli by wyciągali jakieś wnioski i próbowali zrozumieć sytuacje w kraju bylo by o wiele lepiej i inaczej , nie rzadzila by banda oszolomow i przebierancow krajem tak z szarganym przez wrogów z zagranicy jak i wewnętrznych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 9 09:26, 17 Sty 2014    Temat postu:

Ostatnio na Michalkiewicza napadło żydostwo, bo napisał, że żydowski parlament ma obradować "W CHWILOWO NIECZYNNYM OBOZIE - AUSCHWITZ"!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martin
Moderator



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 3772
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: europa
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 11 11:45, 17 Sty 2014    Temat postu:

adsenior napisał:
Ostatnio na Michalkiewicza napadło żydostwo, bo napisał, że żydowski parlament ma obradować "W CHWILOWO NIECZYNNYM OBOZIE - AUSCHWITZ"!



Czytalem na ten temat i jestem zbulwersowany zezwoleniem rzadu polskiego na obrady zydowskiego parlamentu na Polskiej ziemi, juz sie dawno niczemu nie dziwie ,

Ruski Minister bierze udzial w odprawie polskich ambasadorow , obce sily porzatkowe moga wkroczyc na ziemie polskie i lac , zamykac strajkujacych polakow walczacych o swe prawa wlasnosci , socjalne , prawne , godnosci osobistej .
Obcy Parlament robi sobie wyjazdowe posiedzenie na ziemi polskiej, rzady polskie wysylaja polskich zolnierzy na obce teretoria aby walczyly z kim ???i po co ?
Czy Polacy zapolnieli juz z historii rozbiory , okupacje , zniewolenia przez inne panstwa polskiego narodu.


Ostatnio zmieniony przez martin dnia Pią 11 11:47, 17 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 6 06:25, 24 Sty 2014    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
UB rozprawia się z AK


Stanisław Michalkiewicz



Nic tak nie gorszy jak prawda – mawiał Stefan Kisielewski, który – jak przypuszczam – musi przewracać się w grobie, widząc niektórych laureatów nagrody swego imienia. Mam naturalnie na myśli takich, których Kisiel dołączyłby do listy zatytułowanej „Moje typy”, skompletowanej z największych dziennikarskich lizusów jeszcze za komuny. Czyż nie znalazłby się na niej laureat Nagrody Kisiela z 2005 roku Tomasz Lis albo laureatka z roku 2011 Janina Paradowska? Kiedy przeglądamy listę laureatów z roku 1990, wytypowanych przez samego Kisiela, mamy wprawdzie ludzi z obydwu stron barykady, ale nonkonformistów, takich jak patron nagrody. Tymczasem wśród laureatów późniejszych coraz więcej lizusowskich konformistów, w rodzaju np. Aleksandra Kwaśniewskiego, a nawet ormowców politycznej poprawności.

Za jednego z takich ormowców uważam pana redaktora Jacka Żakowskiego, który wprawdzie nie jest ani laureatem wspomnianej nagrody, ani nie ma resortowego rodowodu, ale ostatnio występuje jako negotiorum gestor bohaterów książki „Resortowe dzieci”, ukazującej kariery drugiego, a nawet trzeciego pokolenia ubeckich dynastii w III Rzeczypospolitej. Podobną książkę pt. „Czerwone dynastie” napisał wcześniej Jerzy Robert Nowak, ale nie wywołała ona aż takiego medialnego rezonansu. Być może ukazała się za wcześnie, kiedy jeszcze opinia publiczna nie uświadamiała sobie istoty społecznego i politycznego konfliktu w naszym nieszczęśliwym kraju. Teraz, między innymi dzięki pojawieniu się i okrzepnięciu młodzieżowego ruchu politycznego, coraz więcej ludzi uświadamia sobie, że oto trzecie pokolenie UB przygotowuje się do konfrontacji z trzecim pokoleniem Armii Krajowej. Myślę, że to właśnie ta dekonspiracja wywołuje wściekłą irytację resortowego potomstwa, które pragnąc uniknąć zbędnej ostentacji, chętnie wykorzystuje ochotników w rodzaju pana redaktora Żakowskiego, z tego powodu uważanego przeze mnie za ormowca. Za komuny ormowiec był wprawdzie na najniższym poziomie środowiska władzy, właściwie już w strefie przejściowej między właścicielami Polski Ludowej a ich niewolnikami – ale właśnie dlatego musiał nadrabiać aktywnością i pryncypialnością. Podobnie na przykład zachowuje się w Rosji polityk narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”) Włodzimierz Wolfowicz Żyrynowski. Jest on, ma się rozumieć, Rosjaninem, ale jakimś takim niepełnym, więc musi pić więcej wódki, demonstrować większą wylewność i większą pryncypialność niż prawdziwi Rosjanie, którzy są Rosjanami i bez tego.

W ramach przygotowań do tej konfrontacji potomstwo ubeckich dynastii za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców, wśród których, jak mniemam, roi się od konfidentów tajnych służb, w ten właśnie sposób ręcznie sterujących wszystkimi segmentami państwa, przygotowuje sobie oręż w postaci rozmaitych ustaw. Wśród nich są podpisane w swoim czasie przez pana prezydenta Komorowskiego nowelizacje przepisów o stanach nadzwyczajnych, które na Ukrainie posłużyły za pretekst do eskalacji proeuropejskich protestów, jest uchwalona 10 stycznia ustawa o „bratniej pomocy”, to znaczy o dopuszczalności uczestnictwa formacji zbrojnych państw obcych w pacyfikowaniu polskich obywateli, no i ustawa o psychuszkach. Pretekstem do tej ostatniej stało się zakończenie 25-letniej odsiadki, na jaką panu Trynkiewiczowi i kilkunastu innym przestępcom zamieniono w 1988 roku karę śmierci. Nastąpiło to na skutek tzw. moratorium, które polegało na tym, że wprawdzie sądy nadal mogły karę śmierci orzekać, ale nie była ona już wykonywana, tylko zamieniana na 25 lat więzienia, jako że kodeks karny z roku 1969 kary dożywocia nie przewidywał. Kiedy w 1995 roku Sejm to moratorium przedłużył na kolejne 5 lat, zapytaliśmy w imieniu Unii Polityki Realnej ówczesnego ministra sprawiedliwości, pana Jerzego Jaskiernię, kto moratorium w 1988 roku wprowadził. Odpowiedział nam na piśmie, że „nie można ustalić autora tej decyzji”, której w podskokach podporządkowały się niezawisłe sądy i inne instytucje państwowe. Domyślam się tedy, że tym anonimowym dobroczyńcą ludzkości była wojskowa razwiedka, która wprawdzie już się obwąchiwała z „lewicą laicką” w osobach Jacka Kuronia i „drogiego Bronisława”, ale na wszelki wypadek, gdyby coś głupiego strzeliło im do głowy, załatwiła sobie gwarancję dalszego życia. No, a teraz do tamtego łajdactwa dodała kolejne w postaci psychuszek, do których będzie pakować „osoby stwarzające zagrożenie”, na które donos złożą ormowcy politycznej poprawności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 32088
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 13 13:14, 28 Sty 2014    Temat postu:

Błazeństwa i łajdactwa okupantów i Umiłowanych Przywódców

Stanisław Michalkiewicz


Dużo radości dostarczyła opinii publicznej informacja „Washington Post”, że agenci CIA dostarczyli naszym okupantom z wojskowej bezpieki w dwóch teksturowych pudłach 15 milionów dolarów w gotówce za usługi kuplerskie w Kiejkutach i stanie na świecy w czasie, gdy amerykańscy agenci oprawiali tam swoje ofiary. Dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego Peter Vogel w swoich tajnych zeznaniach przed niezależną prokuraturą wychlapał, że jakiś Turek ukradł generału Gromosławu Czempińskiemu milion, czy nawet dwa miliony dolarów ze szwajcarskiego konta, a pan generał nawet nie zauważył, że coś mu stamtąd ubyło. Nawiasem mówiąc, tenże generał Czempiński podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki”, czyli pani redaktor Moniki Olejnik z TVN zeznał, że zagraniczni bezpieczniacy nie chcą zadawać się z bezpieczniakami polskimi. Zwala winę za ten stan rzeczy na złowrogiego Antoniego Macierewicza, ale myślę, że jak zwykle się myli, bo przyczyna leży całkiem gdzie indziej.

Ja wcale się tym zagranicznym bezpieczniakom nie dziwię; zagraniczni bezpieczniacy, to znaczy – bezpieczniacy z państw poważnych, zawsze służyli własnym krajom, w związku z tym osobnikami wynajmującymi się każdemu w charakterze alfonsów zwyczajnie pogardzają – zgodnie z ponadczasową uwagą pruskiego króla Fryderyka II, że kanaliami wprawdzie można się posługiwać, ale nie wolno się z nimi spoufalać. W naszym nieszczęśliwym kraju jest oczywiście odwrotnie; przed naszymi okupantami z gałęzi na gałąź skaczą nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa z PO, SLD i TR, ale również przedstawiciele obozu płomiennych obrońców interesu narodowego z Prawa i Sprawiedliwości.

Rzuca to snop światła na przyczynę fiaska prób utworzenia koalicji PO – PiS w roku 2005. Jak pamiętamy, rozmowy koalicyjne utknęły w martwym punkcie z powodu braku porozumienia, która partia będzie kontrolowała tajniaków. Oczywiście o żadnym kontrolowaniu tajniaków nie było mowy; tak się tylko mówiło, żeby zamydlić oczy opinii publicznej, bo tak naprawdę to chodziło o to, która partia będzie – jak to mówiło się za pierwszej komuny – „transmisją” bezpieczniaków do rządu. Partia, która uzyskałaby taki status, przekazując wolę naszych okupantów do koalicji rządowej, miałaby w niej ostatnie słowo. I o to właśnie rozbiły się próby sklecenia koalicji w roku 2005. Toteż kiedy teraz na skutek niedyskrecji „Washington Post” nasi okupanci trochę się skonfundowali, Umiłowani Przywódcy, zarówno z obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i obozu płomiennych obrońców interesu narodowego, wykazują wobec nich wzruszającą empatię i wyrozumiałość, maskowaną oczywiście „racją stanu”.

Ale czegóż tu od nich wymagać, kiedy w swoim upodleniu nawet nie zauważają, co mówią. Oto marszalica Ewa Kopacz powiada, że będzie uczestnikiem polskiej „delegacji” na sesję izraelskiego Knesetu na terytorium Rzeczypospolitej, ochranianą przez dowodzone z Tel Awiwu izraelskie formacje zbrojne. Miejmy nadzieję, że nie otrzymały one rozkazu ściągnięcia pani Ewie majtek – oczywiście za stosowną rekompensatą finansową w gotówce – bo w przeciwnym razie moglibyśmy zobaczyć różne wstydliwe zakątki. Ale i bez tego kontentowanie się statusem „delegata” przez formalnie drugą po prezydencie osobę w państwie na sesji Knesetu odbywającej się na terytorium Rzeczypospolitej pokazuje, jak nisko upadliśmy.

Inna rzecz, że ten upadek miał już swój precedens w II Rzeczypospolitej – o czym pisze w swoich wspomnieniach pt. „Wojna i sezon” Michał K. Pawlikowski, jak to był sekretarzem „delegata rządu” Rzeczypospolitej na województwo wileńskie: „Pewnego dnia pan Irteński wstąpił do gabinetu syna, gdy ten podpisywał korespondencję. – W czyim imieniu podpisujesz się? – zapytał. – Podpisuję „za delegata rządu” – wyjaśnił Tadeusz. (…) W powiecie wileńsko-trockim żył pan Pisanko, ziemianin, znany z ciętego języka oryginał. Słyszał o nim dużo delegat rządu, pan Walery Roman. Toteż gdy na jakimś bankiecie powiatowym posadzono go na wprost oryginała, zwrócił się do niego z zapytaniem: – Jak się panu teraz Wilno podoba? Od czasu objęcia władzy przez nas musiały w nim zajść zamiany. Co pana, panie Pisanko, najbardziej w Wilnie uderzyło? – Delegat rządu polskiego w Polsce, panie delegacie rządu – odparł Pisanko.”


Zawsze z niecierpliwością oczekuję kolejnego felietonu pana Michalkiewicza. Zazwyczaj zgadzam się z tezami które w nich przedstawia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 8 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin